W niezapomnianych latach „drugiej Polski” propaganda wymyśliła hasło: „Pracuj wydajnie, odpoczywaj fajnie”. By tę dyrektywę wtedy realizować, należało zaciskać zęby (i pięści), pokonując wszechobecne zatwardzenie aktywności gospodarczej oraz braki na rynku (gdzie tu i za ile kupić narty z wiązaniami!). Dziś wystarczy w pracy połączyć wysokie umiejętności praktyczne z wiedzą, zaś chcąc „fajnie” wypocząć – zorientować się w ofertach biur turystycznych. Nie mamy Alp, ale niebawem już zabraknie w Polsce stoków do instalowania wyciągów narciarskich. („Czekając na Siedem Dolin” –s.15)

Pierwszy warunek dyrektywy jest niezwykle trudny do spełnienia, bo nasze szkoły i uczelnie techniczne nadal pakują oceany teorii w pękające mózgi adeptów. Lekarstwem na to może być kształcenie dualne, czyli prowadzone przez uczelnię pod rękę z przemysłem. Istota sprawy polega na włączeniu przyszłego absolwenta do „rodziny” firmowej. Przykład takiego podejścia daje gospodarka niemiecka („Dualni akademicy za Odrą” – s.6). System dualny może oczywiście wspierać państwo poprzez rozmaite programy, ulgi oraz pomysły honorowania nauczycieli zawodu. Ale partnerstwo wobec uczelni warunkowane jest posiadaniem przez firmę zaplecza na odpowiednim poziomie. Dobre szkolenie łączy się bezpośrednio z B+R, gdyż uczniom i studentom należy dać wiedzę i umiejętności, które będą standardem za 10-20 lat, a nie dziś. To też jeden z warunków innowacyjności gospodarki w ogóle.

W Polsce wydano ( i nadal się wydaje) setki miliardów na państwowe programy inwestycyjne w infrastrukturze. Powinny ożywiać wyobraźnię młodych inżynierów i techników, zachęcać ich do śmiałych wizji technologicznych i organizacyjnych. Niestety, nic podobnego się nie dzieje; przeciwnie, bezustannie kompromitowane są w opinii społecznej poszczególne realizacje. W mediach nie można usłyszeć nic dobrego o inżynierach na drogach, autostradach, w energetyce, gospodarce komunalnej, na kolei. Tylko o tym, że coś się nie udało, zawaliło, zniszczyło, zbankrutowało. A przecież najlepszą zachętą jest dobry przykład! Niektóre osiągnięcia są wspaniałe, nawet warte, by się nimi chwalić na świecie. Nieco inaczej bywa w innych państwach, gdzie wyobraźni technicznej i ambicji nie brakuje – choćby w Chinach („Guinness made in China” – s.11”). Tam niezbyt chętnie sprowadza się już nowoczesność z Zachodu. Lepiej zaufać własnym inżynierom i bić techniczne rekordy.

 

a komputerem...